Skeptoid rozwiązuje wszystkie zagadki świata
Brian Dunning, założyciel internetowego i radiowego serwisu „Skeptoid”, postawił sobie zadanie teoretycznie niemożliwe: patrząc sceptycznym okiem próbuje rozwiązać wszystkie zagadki i mity tego świata.
Nie twierdzi, oczywiście, że to wszystko takie proste. Często nie ma po prostu wystarczających danych i rozumowe tłumaczenie napotyka mur nie do przeskoczenia. Ale tam, gdzie brak danych i mur – „Skeptoid” założy najbardziej prawdopodobne, a nie najbardziej sensacyjne rozwiązanie. W ten sposób z najbardziej nieprawdopodobnych historii wyciska maksimum prawdopodobieństwa.
Na przykład podstawowe pytanie, które zadają światu wątpiący w oficjalną wersję wydarzeń z 11 września 2001 roku, czyli tzw. „truthers” („prawdowcy”). Chodzi o słynną kwestię temperatury topnienia stali. Ta bowiem jest rzekomo zbyt wysoka, by temperatura wytworzona przez płonące w WTC paliwo boeingów do tego wystarczyła?
„Skeptoid” mówi tak: „prawdowcy”, macie rację. W związku z tym wszyscy kowale, którzy przez tysiące lat kuli stal są częścią wielkiego spisku.
Nie chodzi tu bowiem – według „Skeptoida” – o temperaturę topnienia stali, ale o temperaturę, w której stal może się odkształcić.
„Skeptoid” przywołuje słowa szefa nowojorskich strażaków Vincenta Dunna, którego lubią cytować „prawdowcy”: „nigdy nie widziałem stopionej stali w pożarze budynku”. I przypomina jej dalszy, rzadziej cytowany, ciąg: „ale widziałem wiele wykręconej, wygiętej stali. Pod wpływem temperatury stal próbuje się rozszerzyć na węższych końcach i w ten sposób wygina się, krusząc otaczający ją beton”.
A słynna sprawa WTC7? Dlaczego zawalił się budynek stojący w pewnym oddaleniu od wież WTC? „Skeptoid” cytuje opinię NIST (National Institute of Standards and Technology), który wydał kilka lat po atakach opinię. Stwierdzał w niej, że w budynku wystąpiły dwa rodzaje zniszczeń, z których każde z osobna nie spowodowałaby zawalenia się budynku, jednak obie razem – już tak.
Pierwszą z nich było zniszczenie 10 pięter z lewej strony budynku (które widać w nagraniach z helikoptera krążącego w okolicach WTC w czasie ataków i następujących po nich pożarów), a drugą – zupełnie niegaszony pożar, który przez 7 godzin osłabiał konstrukcję nośną budynku. I tak obciążoną dodatkowo przez pierwszą wymienioną usterkę.
A co się stało z lotem nr 93? Czwartym samolotem z 11 września 2001 roku, który – wg. Rządu USA – rozbił się, a według tzw. „prawdowców” („thruthers”), czyli zwolenników teorii spiskowych – został zestrzelony przez amerykańskie myśliwce?
„Skeptoid”, przede wszystkim, zauważa, że zwolennicy żadnej z teorii nie są zdrowymi sceptykami, bowiem jeśli znajdą argument potwierdzający swoją tezę, entuzjastycznie go adaptują zamiast poddać krytycznej analizie.
Przede wszystkim – twierdzi – nie możemy niczego konkretnego powiedzieć na temat podstawowych zarzutów prawdowców: słynnym „białym samolocie” o rozmiarach małego, prywatnego odrzutowca latającym rzekomo wokół miejsca zdarzenia, bo nie ma na jego temat żadnych danych. Zauważa tylko, że myśliwce USA białe nie są. Nie da się także brać pod uwagę danych na temat tego, że szczątki samolotu rozrzucone były na przestrzeni wielu mil co miałoby wskazywać na fakt, że samolot wybuchł w powietrzu. Nie da się, bo znów – nie ma żadnych danych, by tak twierdzić.
Jednak najbardziej zastanawia „Skeptoida” coś, co zastanawia osoby krytyczne wobec teorii spisków w ogóle – ile osób musiałoby być zaangażowanych w zaaranżowanie, a potem ukrycie takiego spisku. Od organizatorów, pilotów, żołnierzy, techników, ludziach na wieżach kontrolnych po pracowników magazynów, z których pobiera się rakiety, od służb śledzących ruchy samolotów na amerykańskim niebie na radarach po służby zajmujące się uprzątnięciem wraku. Setki ludzi. Większość z nich ma dziewczyny, kumpli, żony. Po korytarzach „tajnych baz” chodzą sprzątaczki, supertajnym sprzętem zajmują się techniczni i informatycy.
I to samo tyczy się pozostałych teorii spisku wokół 11 września.
Ale jeśli wszystkie zagadki świata, to wszystkie. Co ze słynnymi kosmitami z Rosewell? Ze statku kosmicznego, który podobno rozbił się pod tym nowomeksykańskim miasteczkiem w 1947 roku?
„Spiskowcy” i fani UFO nie wierzą w oficjalne wyjaśnienia, jakoby miał to być zwykły balon meteorologiczny. Uważają, że pod Rosewell spadł latający talerz i że wysypali się z niego kosmici. Ciała kosmitów przechwycił rząd i ukrył w tajnym laboratorium, najpewniej w słynnym hangarze nr 18, w jeszcze bardziej słynnej i tajemniczej „Strefie 51” w Newadzie.
„Skeptoid” sprowadza nas na ziemię konstatując, że w zasadzie nie ma o czym mówić. Zgłaszający policji upadek dziwnego obiektu farmer o nazwisku Brazel zaczytywał się w popularnym wówczas science-fiction. A jakie było sci-fi w latach 40-tych –wszyscy wiemy. Gdy Brazer zobaczył dziwaczne, błyszczące metalicznie szczątki (wiele tam było folii aluminowej) od razu pomyślał, co pomyślał, i – co istotne dla dalszego biegu wydarzeń – pobiegł do redakcji „Rosewell Daily Record” by entuzjastycznie podzielić się z panami redaktorami swoimi przemyśleniami na temat odkrycia.
Brazel był jednak człowiekiem rozsądnym. Gdy mu wytłumaczono, że w tym, co znalazł na pustyni nie ma niczego pozaziemskiego – zgodził się, że jednak balony meteorologiczne latają nad nowomeksykańskim niebem częściej, niż statki kosmiczne. Przeprosił wszystkich za sianie zamieszania, i nigdy już do kosmitów nie wracał. Podobnie, jak nikt inny w Rosewell. Tam wszyscy po prostu zapomnieli o balonie meteorologicznym, bo o czym tu w sumie pamiętać.
Do roku 1978-go, kiedy to „National Enquirer” opublikował oryginalny artykuł z „Rosewell Daily Record”. Ten sam, z którym farmer Brazel pobiegł do redakcji.
Co było dalej, wszyscy już wiemy. W 1989 roku wytrzaśnięto faceta nazwiskiem Glenn Dennis, który zeznał, że roku pamiętnego 1947-go pracował w roswellskiej kostnicy, do której zwieziono dziwaczne trupy, które nie przypominały niczego innego, co chodzi po ziemi…
Kosmitów widywali również znani kosmonauci. W tym uczestnicy pierwszego lotu na Księżyc: Buzz Aldrin, Neil Armstrong i Michael Collins. Astronauci twierdzili, że podczas lotu na Księżyc w ramach misji Apollo 11 „przez całą drogę coś za nimi leciało”. Zrobili nawet zdjęcie. I faktycznie: na zdjęciu widać dziwny, owalny kształt, za którym ciągnie się coś, co przy pewnej dozie dobrej woli może wyglądać na ogon gazu czy czegokolwiek innego, co mogłoby się ciągnąć za statkiem kosmicznym.
Fotografia ta jest nadal koronnym argumentem UFOfilów na to, że „the truth is out there”, i że „government denies knowledge”. „Skeptoid” skromnie przypomina jednak, że kwestia zdjęcia została już dawno temu wyjaśniona przez NASA. A tajemniczy kształt, który leciał za dzielnymi astronautami to nic innego, jak fragment ich własnego statku kosmicznego.
To może klątwa Tutenchamona?
„Skeptoid” stawia czoła. Przede wszystkim – pisze – dowiedzmy się, jak tak historia przedstawiona jest w legendzie.
W roku 1922 grupa archeologów otworzyła grób faraona Tunenchamona. W komorze, w której leżał sarkofag widniał hieroglificzny napis. Odcyfrowany, brzmiał tak: „Śmierć swymi skrzydłami zamorduje każdego, kto naruszy spokój faraona”.
Archeolodzy i członkowie ekspedycji wzruszyli na takie dictum ramionami, pozabierali ze skarbca, co było do zabrania, pocięli mumię na kawałki i wywieźli.
A potem zaczęli po kolei umierać. Pierwszy z nich, lord Carnarvon, umarł od ukąszenia komara. Kierujący wyprawą Howard Carter musiał patrzeć na śmierć wszystkich swoich – po kolei – współpracowników. Później umarł jego kanarek. A potem on sam. 16 lat później.
„Skeptoid” – po pierwsze – zwraca uwagę na nagminne stosowanie starej, dobrej ściemy przez brukową międzywojenną prasę. Tym bardziej, że większość tytułów przedstawiała historię na różne sposoby. Po drugie – przypomina, że lord Carnarvon był generalnie słabego zdrowia. Podrażnił ugryzienie przez komara podczas golenia. Mogła mu się rozwinąć choroba skóry, zapalenie i zakażenie.
„Skeptoid” przywołuje opinię badaczy, którzy za klątwę winili rodzaj pleśni (w grobowcu znajdowały się materiały organiczne, a sam grobowiec był zamknięty hermetycznie), bądź grzybów (konkretnie – kropidlak żółty) albo bakterie.
Ale – zauważa „Skeptoid” – takie bakterie raczej nie byłyby zdolne do spowodowania opóźnionego działania „klątwy” przez 16 lat. Poza tym – zauważa – jakoś nigdy żaden egiptolog nawet nie zachorował z powodu starożytnego grzyba, a tu – voila: trup za trupem.
Co więc spowodowało śmierć 25 osób w ciągu 16 lat?
„Skeptoid” odpowiada: nic. Przyczyny naturalne. Po prostu – umierali, jak wszyscy inni. Średnia wieku tych, którzy „umarli z powodu klątwy” wynosiła bowiem 70 lat.
Źródło: ahistoria.pl